Fertikowski był „psycholem” jeśli chodzi o ciężką pracę
Szczegóły
Utworzono: niedziela, 21, czerwiec 2020 17:09
"Mogłem trenować i trenować... Pierwszy przychodziłem na salę i ostatnich schodziłem. Po 3 godzinach treningów ciągle było mi mało, chciałem dalej trenować i na pewno nie robiłem tego na pokaz. Byłem „psycholem” jeśli chodzi o ciężką pracę" – mówi Paweł Fertikowski, który w wieku 29 lat skończył karierę. Przyczyną były poważne problemy z biodrami.
- Chciałbym dłużej pograć na wysokim poziomie, ale niestety nie jestem w stanie ze względów zdrowotnych. Cieszę się z tego co udało się osiągnąć – powiedział w kolejnym odcinku internetowego czatu LOTTO Superligi Paweł Fertikowski, wychowanek Henryka Rogali z klubu Sparta w rodzinnym Złotowie w województwie wielkopolskim.
Leworęczny zawodnik grał w ćwierćfinale MŚ Juniorów w deblu z Patrykiem Chojnowskim i MŚ Seniorów w mikście z Katarzyną Grzybowską-Franc. Przez kilka sezonów występował w reprezentacji Polski, wygrał z Robertem Florasem World Tour w Czechach, odnosił ważne zwycięstwa w Lidze Mistrzów, regularnie zdobywał punkty w LOTTO Superlidze i sięgał po medale w tych rozgrywkach – z Dartomem Bogorią 2 razy został Drużynowym Mistrzem Polski. Z kolei z Dekorglassem triumfował w Pucharze ETTU. Ale tych wszystkich sukcesów było znacznie więcej...
A wszystko, jak opowiadał Paweł Fertikowski, zaczęło się od Timo Bolla.
– Był moim pierwszym idolem i tak zostało do końca. Pamiętam, że kiedyś byłem na turnieju młodzików lub żaków w Düsseldorfie i tata, który też grał w tenisa stołowego, zabrał mnie na mecz z udziałem Timo Bolla. Na żywo mogłem zobaczyć w akcji tego wspaniałego zawodnika. Nie ukrywam, że podpatrywałem go jak gra m.in. dlatego, że obaj jesteśmy leworęcznymi zawodnikami. Zawsze marzyłem też o tym, aby zmierzyć się z nim przy stole. Miałem przyjemność zagrać z Timo w listopadzie 2017 roku w Lidze Mistrzów. Zawsze go podziwiałem za klasę sportową, za to iż w tak młodym wieku był już w światowej czołówce. Podobał mi się jego styl gry – wspomniał o spotkaniu, które Dekorglass przegrał na wyjeździe z Borussią 1:3. Polak uległ wtedy Niemcowi 0:3.
W swojej karierze Paweł Fertikowski wygrywał z wieloma bardzo dobrymi rywalami. W czasie rozmowy wspomniał o zwycięstwach z Suessem, Filusem, Lunqvistem, Tan Ruiwu, Legout, Kou Leiem itd.
- Do wszystkiego doszedłem ciężką pracą. Nie miałem złotej ręki czy super czucia, ale wiedziałem, że trzeba pracować, a wówczas mogę wiele zdziałać. Dlatego tak dużo we mnie determinacji, wytrwałości, waleczności, upartości, ale też cierpliwości i skromności. Może nawet niekiedy byłem za skromny w niektórych sprawach. Jeśli chodzi o trening, to ja często gasiłem światło jako ostatni na sali. Poza tym z każdym rokiem miałem coraz więcej mądrości w swojej głowie i świadomości na temat treningów, przygotowań, odżywiania itd. A przy tym wszystkim nie zadzierałem nosa – przyznał.
Paweł Fertikowski nie pojechał tylko na Igrzyska Olimpijskie.
– Występ w turnieju olimpijskim był moim marzeniem. Nigdy nie byłem bardzo blisko awansu, zapewne to wymagałoby jeszcze lepszych wyników, ale i lepszego zdrowia. Grałem w reprezentacji, w której liderami byli Daniel Górak i Wandżi, a występował też np. Robert Floras. Starałem się swoją postawą, pracą pokazać trenerowi, że warto na mnie postawić, a Tomasz Krzeszewski zaufał mi.
Mimo ofert z Niemiec czy Francji Paweł Fertikowski nigdy nie zdecydował się na grę w zagranicznym klubie. Zawsze powtarzał, że w Polsce można stworzyć dobre warunki treningowe i na miejscu pracować nad formą sportową.
- Oczywiście, że w Polsce możemy mieć świetne warunki treningowe. W tamtym czasie trenowałem w Grodzisku Maz. i nie było potrzeby nigdzie wyjeżdżać. Trzymam kciuki, aby w klubach LOTTO Superligi były coraz lepsze możliwości treningowe, a wówczas mogliby wrócić Samuel Kulczycki i Maciek Kubik. Fajnie, że wrócił Kuba Dyjas i zagra w moim ostatnim klubie Dekorglassie. Życzę mu jak najlepiej. Uważam, że to był świetny ruch Kuby i klubu z Działdowa i wierzę, że przyniesie to sukcesy.
Popularny „Ferdek” zakończył karierę tenisisty stołowego kilka miesięcy przed 30 urodzinami. Szczegółowo mówił o 4 operacjach obu bioder, dodając, że nikomu życzy tylu kontuzji, rehabilitacji i wizyt lekarskich.
- Pierwszą operację prawego biodra miałem w 2011 roku. Później znów staw nie wytrzymał i w lutym 2016 musiałem poddać się „poprawce”. Trzecia operacja, ze stycznia tego roku, tym razem lewego biodra to był nagły uraz. Chodziłem o kulach i nie mogłem już czekać, bo mogło być jeszcze gorzej. Później znów ciężka rehabilitacja, doszło z powrotem do przeciążeń w prawej nodze, wszystko zaczęło się komplikować. Z lewą było lepiej, ale prawe biodro znów musiało być operowane. Ta czwarta operacja była kropką nad „i”. Wiedziałem, że to już koniec grania. Na 80-90 proc nie chciałem trenować i grać, zawsze mnie interesowało 100 proc. Decyzja o zakończeniu była bardzo trudna i emocjonalna. W końcu wziąłem telefon do ręki i zacząłem dzwonić do osób, którym chciałem osobiście podziękować, ale z powodu pandemii mogłem tylko w ten sposób. Następnego dnia powiadomiłem wszystkich oświadczeniem na Facebooku… Nie zliczę ile miałem konsultacji w życiu, ilu poznałem lekarzy, a wszystko w poszukiwaniu metod leczenia itd. W zdrowie zainwestowałem sporo pieniędzy – mówi Paweł Fertikowski.